czwartek, 16 lipca 2009

Battlefield 1943


Producent: Digital Illusions/EA DICE
Wydawca: Electronic Arts Inc.



Recenzja


„Rozpierducha na Pacyfiku w stylu Bad Company!” Wystarczy jedno zdanie żeby opisać kolejną część gry od Dice. Oczywiście nie chodzi mi o Mirror’s Edge, tylko o legendarnego Battlefield, tym razem z datą z 1943. Do kupienia w PS Store za jedynie... uwaga 47zł ! Czy to oby nie za dużo za trym multiplayer ?

Młodszy czy może starszy brat ?

Nie da się nie zauważyć ze nowy Battlefield czerpie od swoich starszych braci. Sam silnik na którym stoi pochodzi z Bad Company. Co za tym idzie znów spotkamy się z bardzo dobrym systemem zniszczeń. Czy będzie to drzewo czy może jakaś ściana nie ma to znaczenia. Wszytko można zniszczyć, no prawie wszytko bunkry się temu oprą co prawda, ale do tego zostało one przecież stworzone. Z trudem przyjdzie nam ukrywać się za jakimś murkiem. Granat czy celny szczał z jakiegoś działa zapewni nam wykurzenie chowającego się wroga. To samo tyczy się drzew. Ciężki czołg może bez problemu je staranować, tworząc w ten sposób nowe ścieżki dla piechoty czy też lżejszych pojazdów. Trzeba by było jeszcze przypomnieć że 1943 to tylko multiplayer, tylko z jednym trybem rozgrywki, i trzema mapami (za niedługo już z 4). Według mnie mało a dobrze. Rozpierduchę czas zacząć !

Miód graficzny

Po usłyszeniu wieści że Battlefield 1943 bazuje na silniku z Bad Company miałem spore wyobrażenie. Że będzie to najlepsza grafa z gier dostępnych na PSN. Nadzieja ta rozwiała się wraz ze ściągnięciem gry na dysk twardy PS3. Graficznie jest jak jest. Nie doświadczyłem zachwytu rodem z Trailera Uncharted 2. Bądź co bądź jak na grę dostępną na PSN jest OK. Gra się przyjemnie i rozgrywka „nie razi” nas po oczach. Na tle graficznym lepiej wypada design plansz. Tutaj twórcy wykazali się bardziej. Teren nie jest płaski, sporo miejsc gdzie można by się zaczaić i ściągnąć kilku przeciwników. Mniej zaś jest tych do ukrycia. Po prostu bardzo dobrze wyważone mapy. Idealne do rozgrywki sieciowej. I czego chcieć więcej ?

Dla casuali ?

Niestety Hardcorowych graczy boli to że rynek gier powoli nastawia się na niedzielnych graczy. W kolejnej odsłonie swojej serii Dice pokazuje nam... no właśnie co to ma być ? Przecież mamy do dyspozycji HUD na którym zaznaczone są pojazdy, i jednostki wroga i nasze. Niestety producent postanowił uprościć nam troszkę zabawę. Przeciwnicy zostali oznaczeni małymi czerwonymi strzałkami ! Pomysł rodem z CoJ, o którym już wcześniej pisałem, tyle że tam oznaczony był cel a nie wrogowie. Wszytko to utrudnia, a wręcz uniemożliwia skrycie się w terenie. Choć dzięki temu gra nabiera szybszej akcji i trupy padają częściej. Nie ma mowy o spokojnym campieniu. Chociaż dla chcącego nic trudnego.

Klasy

W grze dostaniemy tylko trzy, i aż trzy klasy. Dzięki czemu pozbywamy się dylematu z serii „kim ja mam grać ?” Znajdziemy tutaj poczciwego człowieka wyposażonego w karabin samopowtarzalny, dodatkowo dodatkowo dostał nasadkę na granaty i bagnet, oraz te zwykłe granaty ręczne. Piechura który dostaje już karabin maszynowy, oraz uwaga... wyrzutnie pocisków, i tak jak to miało miejsce wcześniej posiada wybuchające kawałki metalu. Ale na tym jego możliwości się nie kończą, albowiem zamiast bagnetu dostajemy do użytku klucz, którym to możemy naprawiać pojazdy jak i zabijać wrogów. Wszytko to zamyka postać snajpera. Karabin z lunetą, leciutki pistolet i ładunki wybuchowe i... katana.
Klasy ogólnie są dobrze wyważone. Większość ludzi gra snajperem bo jest chyba najprościej, chociaż rifelman potrafi naprawdę narąbać szybko pokaźną ilość punktów. Ci jednak którzy preferują bezpośrednie spotkania z wrogiem zostaje zwykłą piechota. Dodatkowo jest pewne usprawnienie, a dokładnie dotyczy ono amunicji. Nie kończy się... A granaty i pociski odnawiają się w kilka sekund. Nic więcej niedodma...

Cztery kółka, samolot i łódka

W zasadzie w grze mamy trzy pojazdy (znów trzy -.-), w zasadzie... bo dokładnie to mamy cztery. Czwartym jest barka wyposażona w dwa działka. Wsiadamy w nią na początku rozgrywki aby dopłynąć na suchy ląd. Potem jest już niepotrzebna, no chyba że agresor zepchnie nas z wyspy i przejmie wszystkie flagi. Wtedy koło się zatacza i wracamy do punktu wyjściowego. Jako drugi pojazd opiszę ten chyba najfajniejszy, a jest nim Samolot. Dokładnie to myśliwiec, każda strona ma do dyspozycji tylko dwa. Pilotowanie nie jest wcale takie proste. Ale szybko nauczymy się nie rozbijać. Gorzej już z efektywnym spuszczaniem bomb i strzelaniem do wrogów. Ale też kiedyś z czasem przyjdzie. Następna duża maszyna to czołg. No co będę opowiadał ? Mieszczą się 2 osoby , jedna steruje i strzela z działa, a druga operuje karabinem. Co prawda siła pocisku jest z leksza kulawa, ale mam nadzieje że wyjdzie jakiś patch naprawiający to. Ostatni z pojazdów a zarazem najmniejszy to Jeep. Także posiada karabin zamontowany z tyłu. Jest chyba najzwrotniejszy ze wszystkich pojazdów. Niestety niekiedy brakuje mu mocy żeby wyjechać pod górkę, no ale cóż.

Podsumowanie

Battlefield 1943 jest naprawdę kupą dobrego multiplayera. I jak dla mnie jest warty swojej ceny. Oceny niewystawnie bo jest to moja pierwsza gra z PSN i nie wiem jak stoi tam poprzeczka. Poniżej macie jeszcze wykaz trofeów które można zdobyć w grze. Sami oceńcie czy są proste

Trofea

Brązowe

-Attacker - Przejmij 5 wrogich flag
-Defender - Obroń 5 flag przed wrogiem
-Melee Man - Zabij za pomoca Melee przeciwnika
-Parachutist - Spadaj ze spadochronem przynajmniej 2 sekundy
-Milkrun - Przelec samolotem 10 minut
-Motorman - Zabij przeciwnika samolotem, pojazdem i czołgiem
-Best Squad - Zakoncz rozgrywkę będąc w najlepszym składzie we wszytkich mapach

Srebrne

-Veteran - Przejmij 25 wrogich flag
-Master of your domain - Musisz zabić przynajmniej 1 wroga każda klasą
-Tour of Duty I - Rozegraj łącznie 30 meczy
-Tour of Duty II - Rozegraj łącznie 100 mecz

Złote

-The Pacific Campaign - Musiś wygrać raz każdą mapę będąc dowolnej drużynie

środa, 15 lipca 2009

Call of Juarez: Więzy Krwi


Tytuł: Call of Juarez: Więzy Krwi
Producent (i wydawca w Polsce wersji PC: Techland
Wydawca: Ubisoft
Data wydania PL: 03 lipca 2009


Już od pewnego czasu można zauważyć pewne zjawisko. Polscy gracze nieustannie oczekują gry Call of Juarez: Więzy Krwi. Przecież to kolejny FPS, na rynku jest ich pełno. Za niedługo wyjdzie długo oczekiwany Modern Warfer 2. Temu że gra jest Westernem ? No nie da się ukryć, gier osadzonych na dzikim zachodzie jest malutko. Można je wyliczyć na palcach. Po części też, ale najważniejsze ze gra została wydana przez Wrocławskie studio Techland! Mamy więc do czynienia z Polską produkcja panowie ! Co sprawia ze w niektórych momentach trudno być obiektywnym. Ale być trzeba !


Lekcja historii

Gra Call of Juarez: Więzy Krwi jest prequelem. Akcja toczy się pod sam koniec wojny Secesyjnej. Wcielamy się w braci Raya i Thomasa McCall którzy walczą po stronie konfederatów, przynajmniej na początku. Bo i tak za chwilę złamią rozkazy przełożonych i ruszą w okolice swojej rodzinnej farmy, lecz nie żeby hodować bydło oczywiście. W międzyczasie dołącza do nas trzeci z braci William, który nie poszedł w ślady braci i został księdzem. Dlatego też posługuję się pistoletem, próbuje przekonać rodzeństwo że źle robią, ale Ray i Thomas nic sobie z tego nie robią. I w końcu wyruszają szukać zaginionego skarbu. Jak to na dzikim zachodzie bywa nie da się uciec od zajadłych strzelanin. Pakowanie w przeciwników ton ołowiu to porządek dzienny !.
Ogólnie fabula nie powala na kolana. Nie jest płytka, ani też za głęboka. Powiedział bym ze jest przeciętnie. Ja jednak nie zwracam tak wielkiej uwagi na Fabule w takich grach jak FPS. Shooter ma być dobry, obowiązkowo dobre sterowanie i powinno posiadać dużo ciekawej i zwrotnej akcji(jak dla mnie oczywiście). I takie też jest moje zdanie. Jaka by nie była dla mnie powinna być OK. No może za wyjątkiem jakiś wymysłów 5 latka.
Porównując poprzednią część z Więzami krwi zauważymy dużą zmianę która dotyczy tempa akcji. Nie ma już żadnego skradania, ukrywania się (no dobrze raz się zdarzy, na początku gry) i zabijania po cichu. Wszytko nabiera tempa. Idziesz strzelasz, a trupy padają. A padnie ich spora sumka, pokaźniejsza nawet od Killzone 2, można powiedzieć sporo pokaźniejsza

Ja jestem Ray, a to mój brat Thomas

Porzucimy jednak postać Williama. W grze przyjdzie nam sterować zarówno Thomasem jak i Rayem. Przeważnie będziemy po prostu wybierać kim chcemy zagrać w tej części (poza kilkoma misjami). Dlatego nie rozumiem też jednej rzeczy, dlaczego nie ma trybu Kooperacji ? Jest Multiplayer ale to zostawimy sobie na później. Przejdźmy teraz do różnic które dzielą naszych braci. Teoretycznie Thomas miał być zwinny, i idealna postacią na dłuższy dystans, a Ray silniejszy i dobry w walkach twarzą w twarz. Jednak różnice nie są aż tak kolosalne, i moim zdaniem Techland mógł zrobić to troszkę lepiej. W rzeczywistości Thomas dostaje łuk i noże, broń cichą i skuteczną, ale w rzeczywistości ani razu z niej nie korzystałem. Oraz lasso które jest przydatne. Ray zaś jest trochę dopakowaną postacią. Możliwość strzelania z 2 rewolwerów naraz, rzucanie dynamitem oraz noszenie starszego brata miniguna sprawia że wtedy gdy mogłem grałem Rayem. Jest też pewien problem. Jak wiadomo nie ma koopa więc jednym z braci zagra komputer. Co do walki nie ma problemu (To nie Sheva z RE5, że na weteranie grać się nie da) ale momentami możemy wyprzedzić biedny zapracowany komputer, i dochodzimy do jakiegoś punktu gdzie trzeba czekać na brata. A on jakby nigdy nic idzie sobie spacerkiem. Jest to naprawdę irytujące, i po takich momentach odechciewa się grać. Bo choć akcja przebiega bardzo szybko, to komputer wymusza na nas tępo.
Podział ról w akcji też pozostawia wiele do życzenia. Thomas jest zwinniejszy więc on musi otworzyć drzwi, czy spuścić most, a w tym czasie Ray dostaje zawsze zadanie: ochraniaj swojego brata. Nawet gdy zabijemy 2 wrogów i to wszystko to i tak braciszek nie da rady. Ale gdy już zejdzie na ziemie może pruć w wrogów ile wlezie, to taka mała sugestia. Tutaj także panowie developerzy się nie popisali. Mogli to jakoś urozmaicić. Ale nie jest aż tak źle. Ray ma dobrą siłę ognia, a za to Thomas momentami ciekawszą akcje... od co !

Proch, kule i dynamit

Do wyboru dostajemy naprawdę spory arsenał. Przede wszystkim razi pokaźna ilość rewolwerów. Wersja szybkostrzelna, klasyczna a może przeznaczona dla kobiet ? Nie ma problemu jest ich naprawdę sporo. Dodatkowo strzelby i shotgun. Dosyć tego jest. I jak na porządnego FPSa przystało broń broni nie jest równa. Po wrogów pozostanie nam stara i już wysłużona wersja. Poza tym spotkamy się też z egzemplarzami w normalnym dobrym, a nawet świetnym stanie. Dostępne są one tylko handlarza. A więc szykujcie kasę, bo kosztują nie mało.

Skryj się Thomas !

Tak jak w Killzone tak i tutaj znajdziemy system zasłon, który jest naprawdę rewelacyjny. Gdy tylko podejdziemy do jakiegoś miejsca (np. ściany czy beczki) nasza postać automatycznie się za nią z chowie. Przy czym nie ogranicza to naszych ruchów. Możemy wychylić się w w każdą stronę, pod różnym kątem. Jest to naprawdę wygodne, i zarazem proste do opanowania. Dobrze opanowana umiejętność chowania się znacznie uprości nam grę. Mam nadzieje Guerilla Games dogada się z Polskim Techlandem i odkupi od nich tą techologie. Odpowiednio zmodyfikuje i wypuści w ją razem z nowym Killzonem.

Koncentracją kluczem do sukcesu

tak jak to miało miejsce w pierwszej części gry, i w prequelu powraca tryb koncentracji. Po naładowaniu bębenka mamy tylko 60 sekund żeby wykorzystać ten patent. Niestety tylko 1 minuta. W praktyce wygląda to tak ze po naładowaniu trybu nie pozostaje żaden przeciwnik i wszystko się niestety marnuje. Tryb występuje w 2 wariantach. Zależy kim gramy. Thomas automatycznie wyceluje we wroga, a twoim zadaniem jest szybkie pociąganie za spust. Ray zaś najpierw oznaczy swoich wrogów a następnie wypluje w nich fale ołowiu z 2 rewolwerów. Dzięki temu trybowi bez problemu pokonamy spore grupy przeciwników. Można także strzelać w różne elementy typu lampy naftowe, które po rozbiciu wzniecają zacny ogień.

Pojedynki rewolwerowców

Po długich minutach spędzonych za kolejną beczka i faszerowaniu wrogów ołowiem przychodzi czas na walkę z refleksem i stylem. Tak, jeśli spotkamy kokoś ważniejszego, silniejszego (taki choćby Boss) to nie leży w dumie żeby go tak po prostu ściągnąć. Nie to nie te czasy. Trzeba go wyzwać na dość wyrównany pojedynek (dość bo i tak steruje go komputer, który za dobry niestety nie jest). Całość można by było podzielić na dwie części. Pierwsza to nieustanne śledzenie przeciwnika. Trzeb mieć go pośrodku ekrany. Poruszamy się raz w lewo, raz w prawo. Oczywiście z ręką blisko kabury z rewolweru. Trzeba nieustannie balansować na cieniutkiej linie. Z jednej strony za daleko nie zdążymy, a jeśli już spróbujemy ją wyciągnąć, to nasza postać w ładnym stylu pok iwie nam palcem. Jest to swego rodzaju kara, bo jeśli w czasie trwania tego gestu usłyszymy znak ze już czas zaczynać to po nas. Gdy już usłyszmy znak zaczyna się druga króciutka cześć. Celownik będzie szedł po ciele przeciwnika. Zbyt szybko wycelujemy w ziemie i najpewniej czeka śmierć. Za wolno przeciwnik nas zabije. Może zabrzmiało to jak wielkie wyzwanie, ale jeśli w Ninja Gaiden Sigma byliście stanie pokonywać Bossy nie irytując się przy tym tak bardzo, to tutaj pójdzie wam znacznie lepiej. Oczywiście kilka porażek z rzędu potrafi dać nieźle w kość i sprawić że że pad wyląduje na ścianie, a konsola pójdzie turn off/

Krajobrazy, i design pomieszczeń

Oj tak przyszedł najwyższy czas na ten aspekt na który większość graczy zwraca szczególną uwagę czyli Grafika. Jeśli chodzi o teren zamknięty to jest tylko dobrze. Co prawda są różnego rodzaju urozmaicenia, beczki i skrzynie. Ale i tak jest tylko dobrze. Teren otwarty prezentuje się już naprawdę dobrze, i spełnia moje wszystkie oczekiwania. Teren jest urozmaicony, nie wygląda to jak polana i dookoła drzewa. Gdy popatrzę się z jakiegoś wyższego punktu potrafi aż zapiąć dech w piersiach. Widok kołyszącej się trawi i drzew, wszytko ładnie dopracowane i dobrze robione. No może poza krzakiem w którego nie da się przejść, i można na nim stanąć. Woda wygląda naprawdę realistycznie. Dokładnie jakbym widział ją w realu. Twarze i wykończenie postaci też zasługuje na wysoką notę. Bałem się ze będą wyglądać troszkę sztucznie ale wszystko jest Ok. W całej rozgrywce miałem tylko jeden, albo aż jeden wielki opad szczęki. Gdy krylem się za ścianą i zobaczyłem latającego motyla. Niby takie nic, leciał spokojnie i naprawdę wyglądał dla mnie fenomenalnie. Są też kury które wyglądają jak i zachowują się dobrze. Jednak to już nie ten motyl. I na tym chyba kończy się wszytko co w tej grze dobre. Zacznijmy od animacji naszej postaci która troszkę kuleje. Jak dla mnie nasze cienie naszej postaci wyglądają naprawdę sztucznie. Kop z partyzanta w drzwi wygląda jakby był wzięty rodem z Postala 2. teraz druga, bardzo ważna wada. Ciała zabitych przeciwników znikają. Przynajmniej nie na naszych oczach, ale znikają wszystkie co do jednego. Wystarczy się odwrócić przejść kawałek i już ich nie ma. Potrafi to mocno zirytować, gdyż zabici przeciwnicy zostawiają po sobie amunicje która nie jest aż tak ważna jak pieniądze. I jak tu teraz je zbierać jak przy takim natłoku wrogów nie wiadomo gdzie który padł ? Może Techland to w jakiejś łatce poprawi, ale nie liczył bym na to. I to by było chyba wszytko.

Podsumowanie

Chociaż Call of Juarez nie jest wolny od wszelkiego rodzaju błędów, to i tak zasługuje na bardzo wysoką ocenę. Frajdę która dała mi ta gra nie sposób zmierzyć. Dostarczyła mi więcej fanu niż większość gier nowej generacji, a już na pewno więcej niż Killzone 2. ze spokojem duszy mogę stwierdzić że Wrocławskie studio Techland dostarczyło nam kompletny produkt, który na luzie może konkurować z innymi produkcjami zza oceanu, czy i też w europie, a nawet je przeganiać. Gier osadzonych na dzikim zachodzie jest naprawdę mało, co prawda zapowiedziany jest już następny Western, lecz nie będzie on już FPSem. Jak dla mnie ta Polska superprodukcja zasługuje na miano króla dzikiego zachodu tej generacji. I wydaje mi się ze seria Call of Juarez długo nie spadnie z tronu. Nawet jeśli nie lubisz tego klimatu, nawet jeśli nie jesteś za specjalnym fanem FPSów to i tak powinieneś kupić ten produkt choćby ze względu żeby wesprzeć polskie studio.

Oceny:
Grafika: 8-
Muzyka: 8+
Frajda: 9

Ogólna 8+

InFamous


Tytuł: InFamous
Producent: Sucker Punch
Wydawca: Sony Computer Entertainment
Data premiery PL: 27 maja 2009


Wszyscy nauczyliśmy się że seria GTA jest najlepsza grą z otwartym światem, jednocześnie będąc TPS. Wszystkie inne gry posiadające podobny mechanizm nazywamy „klonami”. Raz bardziej udanymi, raz mniej. InFamous jest z gatunku sandbox, czyli to samo co GTA, znów klon ? Nie, raczej nie. Muszę rozczarować fanów naboi, nie tym razem. Nie będziemy gangsterem i nie będziemy posługiwali się bronią palną. I to właśnie wyróżnia dzieło Sucker Punch z tłumu.

Dubbing

Zanim zaczniemy recenzję dobrze by było wspomnieć o pewniej niespodziance, a dokładnie wersji językowej tejże produkcji. No tak jako ze mieszkamy w Polsce, jesteśmy w UE to powoli przyzwyczajamy się że gry wydawane w naszym kraju posiadają nasz ojczysty język. W Polsce więc postanowiono wydać InFamous w pełnej Polskiej wersji językowej (czyli z dubbingiem). Jest on udany, i bez problemu zaryzykuje stwierdzenie że jest jednym z najlepszych które słyszałem. Ale nie wszytko wypada tak dobrze. Kwestie kobiece pozostawiają trochę do życzenia. Dobrze może nie do końca się udało, ale czemu nie zostawiono oryginalnej angielskiej wersji ? Przecież gra jest na Blu-Ray, miejsca nie zabraknie ludzie !

Jestem Cole

„Mam na imię Cole, jestem zwykłym człowiekiem. Niczym nie wyróżniam się z tłumu. Mam dziewczynę, przyjaciela, jak zwykły człowiek. Na co dzień zajmuję się prostą robotą. Trudnię się dostarczaniem paczek i takich tam. Czyli po prostu jestem zwyczajnym kurierem.” Z tym „opowiadaniem” postanowiłem rozpocząć tą recenzje. Jak już wszyscy pewnie wiedza, głównym bohaterem gry jest zwyczajny mieszkaniec miasta Empire City o zwykłym imieniu Cole. Ma dziewczynę – Trish, oraz przyjaciela który zwie się Zeke. Na co dzień zajmuje się doręczaniem paczek i tak też miało to miejsce w ”feralnym” dniu wybuch elektrycznego. Cała „bomba” znajdowała się w paczce którą miał doręczyć Cole. Po jakimś czasie bomba jak to bomba robi BUM i wysadziła część miasta w powietrze. Potężny wybuch energetyczny rujnuje Empire City i zabija setki, jak nie tysiące osób. Nasz Cole ocknął się w samym środku wybuchu i musi jakoś uciec z tego bajzlu, w przeciwnym razie kostucha już na niego czeka. Nad nami latają helikoptery wołając do ocalałych, więc także do nas. W drodze ucieczki ciężko będzie nie zauważyć ze Colem interesuję się elektryczność. Spotka go kilka sytuacji w których normalny człowiek był by upieczony.

Komiks

Zaraz po przejściu pierwszego etapu, czyli ucieczki z zniszczonych terenów miasta naszym oczom pokazuje się jedna z ciekawszych części produkcji. Cutscenki które mają za zadanie opowiadać graczowi przeważnie dłuższe historie (ale nie zawsze) nie są zbudowane na silniku. Przedstawiono je w sposób takiego jakby Komiksu. Cole jest narratorem i opowiada co się wydarzyło. Niestety nie pozbyto się tych zbudowanych na siniku gry. I tym razem w przeciwieństwie do swoich poprzedników są kiepskie. Postacie zachowują się jakoś tak sztucznie, jedynie Cole wypada na nich lepiej. Przez co nigdy ich nie oglądam.

Miasto, a raczej jego duch

Miasto składa się z 3 dzielnic: Neon, Historyczna i Labirynt. Każda z tych części różni się od siebie, stopniem zniszczeń, stylem zabudowy budynków i co chyba najważniejsze przeciwnikami. Lecz znajdziemy też wspólną cechę, niestety negatywną. Wszystkie 3 części miasta zostały odcięte od reszty świata. Bo tak postanowił rząd. Na drogach powrotnych postawiono straże, które mają dopilnować aby nikt ani nic się nie wydostało. Dodatkowo istnieje zagrożenie że gdy coś nie będzie się działo po myśli rządu całe miasto pójdzie z dymem. W tej sytuacji pojawia się nasz człowiek Cole. Który zostaje wciągnięty w ręce sił specialnych, i musi naprawiać ten cały bajzel.

Biegający po dachach człowiek Piorun

Dla naszego kuriera wybuch miał też drugą, lepszą stronę medalu. Otrzymujemy nadprzyrodzone zdolności,a dokładnie władamy elektrycznością. Z początku możemy sobie tylko strzelać. Lecz z biegiem czasu nauczymy się także rzucać elektryczne granaty, tworzyć tarcze ochronną czy też „latać”. Wiadomo jakieś ograniczenia zawsze są, Pistolet jest na naboje i wystrzelimy z niego tyle kulek ile jest w magazynku, potem trzeba go przeładować. Tutaj pojawia się taki patent, a dokładnie pasek z takimi kuleczkami, są to takie swego rodzaju ogniwa bateryjne. Zwiększamy ich ilość za pomocą odłamków które podczas wybuchu zostały rozsiane po całym Empire City. Nie pozostaje nic tylko je pozbierać, a jest ich aż 350 ! No dobrze ale jeśli użyje jakiejś mocy to określona ilość baterii się wyczerpuje, więc nie pozostaje nic jak ją naładować (niestety nie kupimy nowej w sklepie ) I ten nowy patent przeplata się także z paskiem życia który został całkowicie wywalony. Na jego miejsce pojawił się sposób znany z takich gier jak Killzone 2. Jesteś ranny ? To uciekaj i ukryj się gdzieś zaraz ci się poprawi. Tu jednak nie zda to egzaminu. Zamiast tego lepiej wyssać energię. Z kąd ? A no np. z latarni, czy jakiegoś samochodu, chyba że wolisz na skróty to bierz człowieka. Zabaw się w elektrycznego wampira i wyssij całą energię. Po tym będziemy jak nowo narodzeni. Życie pełne, pasek energii napełniony więc ruszać do boju czas !
Cole posiada jeszcze jedną „zdolność” która jest wspinanie się po różnych konstrukcjach. Bez problemu wejdziemy na lampę, dom czy także wysoki wieżowiec. Wszytko jest naprawdę intuicyjne i stworzone tak żeby gracz nie miał flustracji ze nie umie wejść na jakiś obiekt. Możemy także zeskakiwać z wysokości bez żadnych obrażeń. Co prawda jeśli z wspinaczką jest trochę flustrujących bugów. No nie ma to jak utknąć w ścianie.


Dobry czy Zły ? Oto jest pytanie !

Całą gra została tak skonstruowana że będziemy albo bohaterem przejmującym się większością, albo antybohaterem którego interesuje tylko on sam i ważne mu osoby. Niestety nie da się być neutralny. Chociaż kto by nim grał ? Wyboru będziemy dokonywać w Momencie Karmy. Przykładowo jedzenie zostało zrzucone i albo podzielimy się z ludźmi, albo zostawimy wszystko dla siebie. Dzięki czemu starczy nam na więcej ale inni umrą z głodu. At to proste ! W grze staniemy wielokrotnie w takiej sytuacji. Ale czy granie dobrym czy złym różni się czymś od siebie poza reakcjami przechodniów, kolorem energii, czerwone oznaczają ze jesteśmy źli a niebieskie że dobzi (uhh.... czyżby pewne nawiązanie do Star Wars ?) oraz wyglądem postaci ? Tak i to bardzo. Niebieskie są bronią bardziej nastawioną na defensywne. Zwracanie części życia czy energii. Czerwone zaś to ofensywa pełną gębą. Przede wszystkim większe obrażenia. Co sprawia że granie złym jest prostsze niż dobrym. Ale co ma to do rzeczy jak grę powinno się przejść 2 razy.

Podsumowując

InFamous to naprawdę bardzo dobry przedstawiciel gatunku jakim jest sandbox. Była by prawie idealna, gdyby nie spore niedociągnięcia. Cutscenki budowane na silniku i bugi. Tak niestety gra nie jest od nich wolna. Zdarzają się one niezbyt często. Mi podczas przechodzenia gry przytrafiło się to może z 4-5 razy. Postać przy wspinaniu wpada w jakieś miejsce, nie można się ruszyć, niekiedy cudem uda nam się z tego wyzwolić, a niekiedy trzeba wczytywać na nowo grę, i przerywać misję. Fabuł jest ciekawa i naprawdę wciąga człowieka przed ekran. Gra do najdłuższych nie należy jednak nie jest źle, mogę powiedzieć że jest dobrze, ale mogło być lepiej. Lecz grę powinno się przejść 2 razy. Raz dobrym, raz złym więc wtedy pokazuje się dosyć pokaźna suma godzin spędzonych na graniu. Jeśli jeszcze nie grałeś w tą grę, i nie wiesz czy ci się spodoba to na PSS dostępne jest jej demo. Przetestuj a następnie pędź do sklepu po swój własny egzemplarz.